Bol plecow, bol istnienia
Jezus maria jak mnie plecy napierdalają... pomyślał Józek budząc się o poranku. Jak zwykle obudzony o świcie pianiem koguta. Życie na wsi nie oferowało wielu atrakcji czy luksusów, zwłaszcza przy małym gospodarstwie i pustkach w portfelu. Mimo to nigdy nie narzekał na swoje życie. Jego rytm wyznaczała natura i słońce. Gdy ono wstawało, wstawał i on, gdy ono zachodziło, on też kończył pracę na dzień.
Hyyyunghhhh… Wyjęczał próbując wstać z łóżka… Ból był nie do zniesienia. Spojrzał na regał, na figurkę matki boskiej Licheńskiej, najcenniejszego przedmiotu jaki posiadał. Cóż… Najcenniejszy przynajmniej sentymentalnie. Figurka nie wyższa od książek, ale piękna, malowane szkło. Może nie najlepszej jakości robota, ale to Maryja z rękodzieła. Kto by się więc przejmował niedociągnięciami. Każdego ranka i wieczora odmawiał pacierz do niej. Rozmawiał z nią i oddawał jej wszystkie swoje momenty.
Nie mogąc zebrać się z łóżka patrzał tylko na figurkę. Chciał ją poprosić o siłę na kolejny dzień, ale z bólu pomamrotał tylko coś pod nosem.
Jęknął znowu doniośle.
Z bólu nie mógł myśleć ani nawet się modlić. Cóż więc robić?
Całe jęki zaaferowały Burka. Jego wiernego kompana ostatnich 5 lat. Petarda pełna energii w postaci małego czarnego kundelka wbiegła do pokoju, w mgnieniu oka wskoczyła szybko na łóżko i eksplodowała pociskami śliny po twarzy biednego Józka.
Ten zaczął szybko machać rękoma, odganiać Burka, wołał do niego, żeby się uspokoił. Nic nie pomagało, odepchnięty, radośnie wskakiwał z powrotem na łóżko i hyc do Józka! Ból dawał się we znaki i po chwili mocno irytowało go zachowanie psa.
Gdy w końcu nie wytrzymał odepchnął go z całą siłą jaką miał, ten zeskoczył z łóżka i odbił się od regału, na którym stała Maryjka.
Figurka zaczęła się trząść i już miała spaść.
Józek krzyknął tylko Jezus Maria! I rzucił się na ratunek
Wtem głośne chrupnięcie wypełniło pokój i zapanowała ciemność.